You are currently viewing Rodzinna miłość do piłki (cz. III)

Rodzinna miłość do piłki (cz. III)

No i jak zapowiedziałem tak i wracam do braci Urbańczyków. Na powyższym zdjęciu stoją od lewej: Tadek (niestety jest już razem z kilkoma naszymi kolegami i tworzy drużynę Stali w czwartym wymiarze), Andrzej, i Mirek. Mirek najstarszy a Andrzej najmłodszy. Andrzej i Tadek byli pomocnikami a Mirek napastnikiem. Aż chciało się patrzeć jak grali. Każdy z nich miał swój charakter piłkarski i umiejętności. Chyba najlepszy technicznie Andrzej grał w środku pomocy. Lubiłem z nim grać. Szkoda, że kontuzja kolana przerwała jego dobrze zapowiadającą się karierę. To z jego podania spudłowałem najgorzej jak można tylko było. Mamy mój pierwszy mistrzowski mecz w drużynie Stali. Przy wyniku 0:0 i kilku minutach do końca Andrzej mija obrońców przy linii końcowej boiska i podaje do tyłu, do mnie. Po drodze bramkarz przeciwników odbija jeszcze piłkę i nadaje jej rotacji. A ja czekam na nią i myślę sobie (mając całą pustą bramkę przed sobą) jak ją uderzyć? Technicznie czy „z muzyką”? Wybrałem to drugie. Huknąłem i … piłka poleciała nad porzeczką. I masz, muzyki mi się zachciało. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem prawie wszystkich chłopaków leżących na ziemi i patrzących z niedowierzaniem na mnie i oddalająca się za bramka piłką. To były ostatnie chwile meczu. Sędzia odgwizdał koniec spotkania i nawet pomylił się przy ogłaszaniu wyników podając wynik 1:0 dla Stali. Graliśmy wtedy bardzo dobre spotkanie i wynik remisowy był dla nas dobry ale przy odrobinie mojego szczęścia mógł być jeszcze lepszy.

Jeżeli chodzi o technikę to wszyscy bracia Urbańczykowie mieli ją niezłą, tylko dokładali do niej swoje specyficzne umiejętności. Tadziu był bocznym pomocnikiem, grał z polotem i trudno było go przejść. Na boisku raczej małomówny ale nie daj Boże jak zalazło mu się za skórę. Potrafił uprzykrzyć takiemu delikwentowi życie na boisku. Do dzisiaj mam go w pamięci jak odchodzi z miejsca przewinienia z rozłożonymi lekko rękoma i opuszczonymi oczami, patrząc na sędziego z wyrazem… „Panie Sędzio, przecież nic się nie stało”. Trudno to opisać, to trzeba było zobaczyć :). Mirek, mówiliśmy na niego Tolek, strzelał bardzo dużo bramek. Miał tak dopracowaną technikę strzału, że wiedzieliśmy kiedy strzeli gola. Był to tak zwany „kąt Mirka Urbańczyka”. Jeżeli dochodził z piłką do wysokości szesnastego metra pod odpowiednim kątem, to na 100% był gol strzelony w długi róg. Ku naszej radości strzał był nie do obrony przez bramkarza.

Na nich można było się wzorować i dążyć do doskonalenia swoich umiejętności. Tak właśnie rozwijał się sportowo Bartek Urbańczyk, syn Andrzeja. Obserwowałem go od jego najmłodszych lat. Grał ze swoimi rówieśnikami na boisku pod lasem naprzeciw szkoły i w pobliżu bloków. Oszczędzając jedyną murawę też mieliśmy tam, jako pierwsza drużyna treningi. To było ogromne wyzwanie i szkoła techniki. Murawa nierówna, na dodatek drzewa stanowiły dodatkowych przeciwników do minięcia. I tam nasi chłopcy uczyli się techniki. Ja zresztą też w swojej młodości grałem w większości na boiska żużlowych i piaszczystych co wyszło mi tylko na dobre:)

Potem w przypadku Bartka to normalna kolej rzeczy w Niewiadowie, trampkarze, juniorzy i pierwsza drużyna stała otworem. Na grę Bartka patrzyło się zawsze z przyjemnością. Dobry technicznie a na dodatek waleczny. Bardzo dobrze zbudowany, przez co zdecydowany w atakach na bramkę. Strzelał dużo bramek.

Jeszcze w czasie gry w seniorach rozpoczął trenowanie dzieci z Niewiadowa i okolic. Radzi sobie z tym doskonale. Bo ma to we krwi. A ja cieszę się, że zawodnicy, którzy grali w piłkę, na dodatek z rodzin piłkarskich biorą się za szkolenie najmłodszych adeptów piłki nożnej. To coś najlepszego jak dziecko może czerpać wzorce od grających w pierwszej drużynie zawodników i marzyc o tym, że to kiedyś oni zastąpią ich w swojej ukochanej drużynie Stali.

Wczoraj napisałem, że widzę w Bartku cząstkę siebie. I to prawda. Ten chłopak potrafi dzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami z innymi. I realizuje swoją sportową pasję, która trafia na podatny grunt i pociąga za sobą wielu.

Przecież wszyscy marzymy, żeby Stal była znowu III ligowym klubem (a właściwie według dzisiejszego systemu rozgrywek II ligowym) a sport był dla naszej niewiadowskiej i gminnej społeczności czymś co jest dla nas ważne i co nas wyróżnia w Polsce. Tak byliśmy kiedyś najmniejsza społecznością w Polsce, która miała klub w rozgrywkach centralnych a bracia Urbańczykowie dołożyli do tego swoją cegiełkę. I za to im dziękujemy.

Sporty zespołowe na Ceneo.pl
  • Poniżej na zdjęciu moja pierwsza drużyna, którą jako zawodnik pierwszej drużyny, trenowałem w Stali Niewiadów. A sadząc po pozie Bogdana Gaugiera to on już chyba wtedy wiedział, że dla Stali będzie kiedyś wielki 🙂 Odezwijcie się chłopcy na Facebooku i opowiedzcie co z Wami, proszę.

Dodaj komentarz