Zainteresowani na pewno poznają tego Pana na zdjęciu. Tak? To oczywiście Kazimierz „Kaciu” Kochelski, przez wiele lat centralna postać Stali Niewiadów.
Do naszej drużyny przyszedł z Różycy, pod Koluszkami. I zadomowił się w niej na lata, jako zawodnik, potem trener ….a w Niewiadowie mieszka do dzisiaj.
Bramkostrzelny, mocno trzymający się na nogach i bardzo dobrze wyszkolony technicznie był podporą naszej drużyny. Skromny i pracowity. Na boisku i poza nim koleżeński, …aż do dzisiaj spotyka się z grupką swoich kolegów z boiska na meczach Stali, tworząc z nimi tak zwaną „lożę ekspertów”. W dobrym słowa tego znaczeniu. Ich opinie są rzeczowe. Przecież się na tym znają. Czasem są one też krytyczne ale zawsze wypływają z troski o Klub, o ich STAL.
Kaciowi, tak po piłkarsku, zazdrościłem prowadzenia drużyny juniorów, która występowała w lidze międzywojewódzkiej. Fantastyczni chłopcy, którzy wiele się nauczyli od swojego trenera i pokazywali to na boisku.
Kaziu ma dwóch synów, też piłkarzy, którzy występowali w drużynach juniorów i seniorów Stali. Starszy Artur, oczywiście też nazywany Kaciem :), pomocnik albo napastnik, czarował na boisku swoją techniką. Niewysoki ale waleczny i nieustępliwy jak mało kto. Koleżeński aż do przesady. Grzeczny, lubiany i zawsze pomocny. Bardzo go lubię …. i cieszę się, że się na nowo poukładał z samym sobą.
Radek, drugi syn Kazia, też oczywiście zwany Kaciem, a jakże 🙂 jest zaprzeczeniem Artura. Dobrze zbudowany o nienagannej technice grał zazwyczaj w formacjach obronnych. Wyróżniał się niesamowicie silnymi i celnymi uderzeniami na bramkę. I to z dużych odległości. Jego bramki zawsze były ozdobą widowisk i często przesądzały o wygranej naszej drużyny.
Radek na moment swojego życia przeniósł się do Opoczna, do Ceramiki. Byłem przy negocjacjach pomiędzy klubami i muszę przyznać, że był to najlepszy transfer Stali na przestrzeni lat i mojego pobytu w Klubie. Ceramika była zdesperowana aby Radka pozyskać dla siebie. Za jego i Zarządu Stali zgodą im się to udało i nie żałowali nigdy swojej decyzji. Po jakimś czasie wrócił jednak do nas z powrotem i z powodzeniem reprezentował naszą drużynę.
Przez następne lata, pod okiem wujka Artura i taty Radka, przygotowywał się do gry najmłodszy Kaciu, Kacper Kochelski. Grał w drużynach trampkarzy Stali (również z moim synem Jasiem u trenera Dawida Wojciechowskiego). W międzyczasie przetarł opoczyński szlak po tacie Radku i jak on wrócił do do domu, do siebie, do Stali. Bo tutaj jest jego miejsce. Miejsce trzeciego pokolenia Kochelskich, piłkarzy Stali Niewiadów, którzy potwierdzają moją teorię o rodzinnej miłości do piłki przechodzącej z ojca na syna.
Byłbym niesprawiedliwy gdybym nie wspomniał tutaj o Krystynie Kochalskiej. Bo to dla niej stracił głowę Kazimierz. I teraz muszę poddać pod wątpliwość moją teorię!!! Bo gdyby Krystyna postanowiła inaczej ….nie miałbym o czym dzisiaj pisać 🙂
Krysia była najlepszym kibicem nie tylko dla swojego męża i synów ale jest też wspaniałym wsparciem dla swojego wnuka Kacpra, którego mama Kamila również ma sportową duszę i organizuje z ekipą swoich przyjaciół „Bieg w Niewiadowie, razem po zdrowie”.
Więc jednak rodzina jest najważniejsza.
Chyba jednak nie odkryłem niczego nowego:):)
*Poniżej na zdjęciu najmłodszy Kaciu, Kacper, na boisku w drużynie Ceramik Opoczno.
Poniżej